niedziela, 24 maja 2015

Chcę teraz zaraz juz...

 
Nastawiona od kilku tygodni, że bycie mamą nie będzie mi dane, nie chciało opuścić moich myśli a jednocześnie nie chciałam za akceptować diagnozy lekarzy... Cały czas słyszałam w głowie: "Niestety musicie Państwo pomyśleć o in vitro, bo z medycznego punktu widzenia macie 10% na naturalne zajście w ciążę”...
Biło się to ze mną.. ta myśl, ta diagnoza... Ale jak to?! Od zawsze marzyłam o dużej rodzinie, o gromadce dzieci, o ogrodzie, o psie, o byciu mamą najlepszą jaką być potrafię, o dużych niedzielnych obiadach, o wesołych Świętach, o wspólnym byciu dla każdego z nich, a on (lekarz) mówi, że to wszystko mało realne. Każdego dnia do mojej głowy nacierało coraz to więcej myśli odnośnie tego, że nie jestem w pełni kobietą, że mój Poślubiony nie będzie szczęśliwy w takim układzie, bo zawsze chciał mieć dzieci, a ja żyłam w przekonaniu, że jestem zła i niepełnowartościowa... Tylko dwie osoby wiedziały, co przeżywam i powiem Wam, że to naprawdę ciężkie doświadczenie starać się o dziecko i widzieć co miesiąc jedną kreskę na teście, choć objawy już były, choćby takie jak nudności, ochota na ogórki... Kobieca wyobraźnia nie zna granic... :)
A to wszystko trwało rok...

Dziś uśmiecham się na myśl, ile miałam testów, ile nadziei, ile wylanych łez. Wtedy była to dla mnie największa tragedia życiowa i dziękuję Bogu za to, co stało się później, co udowodniło mi, jak człowiek jest mały, jak życie potrafi zweryfikować swoje ścieżki, jak to wszystko, co się wydarzyło później zaskoczyło wszystkich :)